Za kilka dni Dzień Dziecka, kiedyś wyczekiwane święto stało się teraz dniem stresu i paniki. Co zrobić, co kupić, czym zaskoczyć nasze, bądź, jak to jest w moim przypadku, malucha przyjaciółki?- a przede wszystkim jak miło spędzić ten dzień. Czego pragną dzieci? Wcale nie kolejnych zabawek, atrakcyjnych podróży czy nowych ciuchów. Dziecko chce dwóch rzeczy: żeby jego rodzice się kochali oraz żeby miało się z kim bawić. A wspólne gotowanie może być wspaniałą okazją do zacieśniania więzi oraz formą nauki poprzez zabawę.
Ostatnio będąc w księgarni dokonałam masowej konsumpcji w postaci kolorowanek, wycinanek, książeczek. Jedna z nich szczególnie mnie zainspirowała – przygody kulinarne Cecylki Knedelek. Znowu poczułam się jakbym miała 5 lat i asystowała mamie przy robieniu konfitur. Wspomnienie bezcenne. Nie ma bowiem nic bardziej inspirującego, twórczego i przyjemnego niż tworzenie czegoś z niczego, a kuchnia jest takim fascynującym miejscem…
Jako odstrzelona ciotka, która nie martwi się przy gotowaniu rozsypaną solą czy upapraną podłogą (bo nie ma tak na co dzień- uff …) gotowanie z dziećmi jest dla mnie świetną zabawą, ale też okazją by nawiązać lepszą więź. Wspólne przygotowywanie posiłków pełni także funkcję wychowawczą – zespołową oraz uczy porządku. Zawsze jednak pamiętam o zasadach bezpieczeństwa. Dziecko nie może mieć dostępu do piekarnika ani kuchenki – dlatego polecam blokady dostępne w sklepach budowlanych. Uważam też na szuflady, by maluch nie przyciął sobie paluszków drzwiczkami szafek. Wszystkie ostre przedmioty trzymam wysoko,
z dala od zasięgu ciekawskich małych rączek. Nauczona traumatycznym wspomnieniem
z dzieciństwa, staram się też młodszym dzieciom nie dawać suchej kaszy, fasoli itp., którymi mogą się zakrztusić lub wetknąć sobie do nosa lub ucha.
Jedną z form celebracji gotowania jest zakładanie stroju kucharza, koniecznie fartuszka i czapki kucharskiej. Dobrze jest zaopatrzyć się w mały fartuch – będzie chronił ubranka przed zabrudzeniem i sprawi wielką frajdę małemu kucharzowi (ja taki podręczny zestaw zakupiłam)– oraz stołeczek, dzięki któremu będzie mogło samo dosięgnąć blatu. Staram się przy tym dużo opowiadać, tzn. dużo gadam, co i dlaczego robię, odpowiadam na proste pytania, co jest czym, dzięki temu maluch wie, co robię, a tym samym będzie się czuł ważny i potrzebny. Ugniatanie, miksowanie, dekorowanie –prawie tak jak wiele lat temu w piaskownicy….nauka poprzez zabawę: samodzielności, odpowiedzialności, cierpliwości i otwartości na nowe smaki.
Gotowanie z dzieckiem to jak wchodzenie do komnaty czarnoksiężnika… a ja lubię takie czary…
Życzę Wam dobrej zabawy przy wspólnym gotowaniu, pieczeniu i smakowaniu…
Anna
zdjęcia: www.bellacupcakes.blogspot.co.nz
zdjęcie:www.designbywomen.pl